Korea i Japonia, Niemcy, RPA, Brazylia, Rosja – Ranking 5 ostatnich finałów Mistrzostw Świata

Mundial odbywa się raz na cztery lata, więc jest turniejem, który przyciąga przed telewizory, jak i na stadiony tysiące kibiców z całego świata. Ogromne zainteresowanie, wielka impreza i święto piłki nożnej, o którym mówi cały glob. Co 4 lata poznajemy nowych mistrzów świata, którzy zapisują się na stałe w historii futbolu. Każda reprezentacja odnosząca sukces w turnieju ma swoją unikatową drogę, przez którą musi przejść, by finalnie zdobyć puchar świata. W tym artykule przybliżę Wam ostatnich 5 finałów mundialu, tworząc własny subiektywny ranking. 

5.

Francja – Chorwacja

Chorwaci rozkochali w sobie cały piłkarski świat, który zaczął im kibicować podczas trwającego turnieju. Waleczność, żelazne płuca i Luka Modric, jako kapitan prowadzący swój ukochany kraj prosto do finału. Historia jak z bajki, ale taki był właśnie ten czempionat dla “Vatreni”. Nikt nie spodziewał się tego, że drużyna Zlatko Dalica dojdzie aż do wielkiego finału i stanie do walki o mistrzostwo świata. Francuzi byli w gronie faworytów jeszcze przed rozpoczęciem zmagań. Mbappe i spółka gładko przeszli fazę grupową, aby potem rozegrać niesamowite spotkanie z Argentyną w 1\8 finału. Potem było już z górki i “Les Bleus” nie mieli problemu z awansem do finału. Chorwacja miała nieco cięższą drogę, bo rozegrała 3 dogrywki, co przyczyniło się do fizycznego wyczerpania piłkarzy. Przed finałem pojawiały się głosy, że poprzednie mecze będą mieć spory wpływ na dyspozycję Chorwatów w finale. Ci natchnieni wiarą kibiców i faktem, że tak naprawdę nie mają nic do stracenia, zamierzali pójść po swoje. Niestety finałowe spotkanie w Moskwie, było dla piłkarzy z Bałkanów końcem wspaniałej passy. Francja postawiła na wyrachowany futbol, wykorzystując słabe punkty ekipy Dalica. Kylian Mbappe był ich katem, strzelił czwartą, kluczową bramkę, która zamknęła to spotkanie. Fakt, potem Chorwaci próbowali się jeszcze podnieść, lecz przypadkowy gol Mandzukicia nie zmienił zupełnie nic. O losie tego spotkania zadecydowały niuanse, przemęczenie Chorwatów i wspaniała dyspozycja ekipy Deschampsa. Francuzi kontrowali mecz do samego końca i finalnie zdobyli tytuł mistrzów świata.

4.

Brazylia – Niemcy

Cofamy się do roku 2002, kiedy to światowy czempionat odbywał się na boiskach Korei i Japonii. Wielki turniej Ronaldo, który powrócił po ciężkiej kontuzji i doprowadził Brazylię do 5 w historii tytułu mistrzów świata . Luiz Felipe Scolari zbudował drużynę, którą do dziś uważa się za jedną z najlepszych, jeśli chodzi o piłkę reprezentacyjną. Naszpikowani gwiazdami “Canarinhos” mierzyli się w finale z Niemcami, którzy przystępowali do tego meczu w roli “underdoga”. Ekipa Rudiego Voellera miała przed sobą arcytrudne zadanie, któremu jak się później okazało, nie sprostała. Pierwsza część spotkania była wyrównana i zakończyła się wynikiem 0-0, co zwiastowało emocjonującą drugą połowę. Jednak ktoś miał inne plany i wdrążył je w życie, tym kimś był Ronaldo Nazario, którego show podziwiać można było w drugiej połowie finału w Jokohamie. Pierwszy raz ukąsił w 67 minucie, wyprowadzając Brazylię na prowadzenie, ale na tym nie poprzestał. Niemcy byli nieco stłamszeni, choć widać było, że rzucają wszystko na jedną kartę, by doprowadzić do wyrównania. W 79 minucie Ronaldo po raz drugi wpakował piłkę do bramki Oliviera Khana i tym samym zamknął mecz. Podopieczni Voellera już wiedzieli, że pozostanie im jedynie zadowolenie się wicemistrzostwem, bo na odrabianie strat było już zwyczajnie za późno. Finał ten można określić, jako “One Man Show”, bo Nazario rozegrał swój własny koncert, podczas którego dwoma strzałami zapewnił “Kanarkom” mistrzostwo świata.

3.

Niemcy – Argentyna

Dla Leo Messiego była to zapewne ostatnia szansa na odniesie wielkiego sukcesu z “Albiceleste“. Argentyna przechodziła w tym turnieju długą tułaczkę, aby ostatecznie dojść do finału. Dogrywka ze Szwajcarią i wymęczone zwycięstwo, skromne 1:0 z Belgią, czy pamiętny półfinał z Holandią, gdzie po serii rzutów karnych udało im się pokonać podopiecznych Louisa Van Gaala. Niemcy przeszli jak burza przez całą fazę grupową, jak i pucharową, pokonując Algierię, Francję i gromiąc Brazylię w półfinale 7-1. Ten ostatni mecz, stał się symbolem tamtych mistrzostw w wykonaniu ekipy Joachima Loewa. Spotkanie, które każdy kibic ma w pamięci do dzisiaj i potrafi wymienić każdego strzelca bramki dla “Die Mannschaft“. Finał na Maracanie zapowiadał się arcyciekawie, bo mierzyły się w reprezentacje, zasłużenie do niego trafiły. Z jednej strony mieliśmy wyrachowany niemiecki futbol,  z drugiej ofensywną i efektowną Argentynę na czele z Messim. 90 minut walki nie przyniosło rezultatu, mimo że obie strony miał wiele dogodnych okazji, by zakończyć mecz. Argentyńczycy w dogrywce przejęli inicjatywę, aczkolwiek bili głową w mur, bo Gonzalo Higuain marnował setkę za setką. Messi po raz kolejny zniknął w wielkim meczu i nie był w stanie wziąć ciężaru spotkania na swoje barki. Uważam, że Argentyna mogła zamknąć mecz już w regulaminowym czasie gry, lecz byli po prostu nieskuteczni. Neuer dewastujący Higuaina, gdy ten próbował opanować futbolówkę przed polem karnym, był takim podsumowaniem gry napadu Argentyny. Można określić to spotkanie, jako “Mecz do jednej bramki”. Przez cały mecz wisiała w powietrzu i padła dopiero w 113 minucie dogrywki. Mario Götze, sprytnym strzałem zaskoczył Sergio Romero, który w tej sytuacji nie miał szans i puścił gola na wagę mistrzostwa świata dla Niemców.

2.

Hiszpania – Holandia

Wuwuzele, świetna atmosfera na stadionach, Shakira i zapadająca w ucho piosenka “Waka Waka”. Z tym właśnie kojarzy mi się mundial, który odbywał się w Republice Południowej Afryki dekadę temu. Jednak było coś jeszcze, co zapadło mi w pamięć na zawsze. Na myśli mam wielki sukces Hiszpanii, która prowadzona była wtedy przez Vincente Del Bosque. W wielkim finale Hiszpanie stoczyli bój z niezwykle silnymi podczas afrykańskiego mundialu Holendrami, którzy zagrali genialne mistrzostwa. Zmierzyły się ze sobą dwie zupełnie inne filozofie futbolu i było to widać gołym okiem. Słynna “tiki taka” i ewaluowany “futbol totalny” sparowały się na murawie stadionu w Johannesburgu. Hiszpanie w fazie pucharowej wygrali każde spotkanie po 1-0, grali efektownie, aczkolwiek zachowując wyrachowanie i mądrą taktykę. “Oranje” nieco bardziej musieli się wysilić, aby dotrzeć do wielkiego finału, lecz nie miało to wpływu na ich formę w nim. Spektakl, który oglądało się z zapartym tchem, starcie dwóch potęg, pojedynek wielkich trenerów i jeden z najlepszych finałów w historii mundialu. Dogrywka, fizyczne starcia, ofensywny futbol, pamiętny faul De Jonga na Xabim Alonso i bohater Iniesta, który strzelił decydującą bramkę. Jak już mówimy o bohaterach, to nie wolno zapominać o Ikerze Casillasie, który był ojcem sukcesu “La Furia Roja”. Holendrzy dwoili się i troili, lecz Casillas zatrzymywał każdy strzał zmierzający w kierunku swojej bramki. Nie było tutaj dominacji jednego z zespołów, tylko wyrównany mecz, w którym obie reprezentacje pokazały piłkarską klasę. W 116 minucie Andres Iniesta bez skrupułów wykorzystał nadarzającą się sytuację i precyzyjnym strzałem pokonał Stekelenburga. Był to gol na wagę pierwszego historycznego dla Hiszpanii tytułu, wielki sukces trenera Del Bosque i złotej generacji “La Furia Roja”.

1.

Włochy – Francja

Mój pierwszy w pełni obejrzany mundial, więc pozostaje ten sentyment i nostalgia za tamtymi czasami. Pamiętam, że byłem strasznie zafascynowany ekipą Marcello Lippiego i od samego początku turnieju kibicowałem Włochom. Gdy myślami cofam się do tego finału, to na nowo ogarnia mnie ekscytacja wydarzeniami, które miały tam miejsce. Dla obu reprezentacji było to zwieńczenie pewnej epoki, bo już kolejne czempionaty nie były dla nich udane. Głównymi bohaterami tego spektaklu byli Zinedine Zidane’e i Marco Materazzi, pomiędzy którymi doszło do zderzenia czołowego i to dosłownie, ale o tym nieco później. Wynik meczu otworzył się już w 7 minucie, kiedy to Zidane popisał się technicznym uderzeniem pod poprzeczkę, a piłka odbiła się od niej, przekraczając linię bramkową. Karny palce lizać, który wyprowadził “Les Bleus” na prowadzenie, aczkolwiek zbyt długo się nim nie nacieszyli. W 19 minucie wyrównał Materazzi i doprowadził do wyrównania, a mecz rozpoczął się na nowo. Dało się wyczuć, że to dopiero początek batalii, która dłużyła się niemiłosiernie i przyniosła kibicom mnóstwo emocji. Złoci chłopcy Lippiego szli za ciosem, natomiast Francuzi nie zamierzali składać broni. W powietrzu unosiła się napięta atmosfera, na twarzach piłkarzy wymalowane było zmęczenie i chęć zakończenia spotkania, jak najszybciej na swoją korzyść. 110 minuta, Zidane staje twarzą w twarz z Materazzim, który jak się później okazało, obraził mamę i siostrę Zizou, dlatego ten bez wahania zaatakował go głową w klatkę piersiową. Zidane otrzymał czerwony kartonik i wyleciał z boiska, był to jego ostatni mecz w reprezentacji. Niechlubne i kontrowersyjne zakończenie reprezentacyjnej kariery, ale tak to czasami bywa, cóż poradzić. Kluczowy moment spotkania, który nieco zaburzył romantyczność tego widowiska. Francja grała w osłabieniu i mocno im to doskwierało, Italii to odpowiadało. Mecz zakończył się wynikiem 1-1, więc rozstrzygnięcie poznaliśmy po rzutach karnych, które Włosi pewnie wygrali 5-3. Radość Lippiego, wielka Italia na szczycie i koniec złotej ery włoskiego futbolu.

 

Kibicuję Liverpoolowi i Realowi Madryt, a moją ulubioną ligą jest angielska Premier League. Piłką nożną interesuję się od wielu dobrych lat. Oprócz futbolu jestem wielkim fanem wrestlingu i skoków narciarskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *