Luka Jović to bezapelacyjnie jedno z największych rozczarowań transferowych tego lata – jego dorobek strzelecki w tej kampanii La Liga to zaledwie dwa trafienia. Po cudownym sezonie 2018/2019, jaki zaliczył w Eintrachcie Frankfurt, kibice Los Blancos oczekiwali od niego przełożenia takich występów na hiszpańskie boiska. Czemu jednak tak się nie stało? Odpowiedzią na to pytanie zajmę się właśnie w tym artykule.
Zmiana ligi
Primera Division i Bundesliga bardzo się od siebie różnią. Zauważmy, że na przestrzeni ostatnich lat, bardzo mało napastników grających regularnie w najwyższej klasie rozgrywkowej u naszych zachodnich sąsiadów trafiało do La Liga. Ostatnim – i chyba jedynym – takim przypadkiem, jaki kojarzę jest Paco Alcacer, który to w tę zimę zdecydował się na transfer do Villarealu. Jego jednak nie liczę, ponieważ ma on doświadczenie w hiszpańskiej piłce – miał przecież dość długą przygodę z Valencią, a potem niezbyt udaną w FC Barcelonie.
Primera to liga, w której warunki fizyczne – szczególnie u piłkarzy ofensywnych – liczą się o wiele mniej niż w Premier League czy Bundeslidze. Filigranowi piłkarze z drobnymi sylwetkami, tacy jak Martin Odegaard, mają tu o wiele większe szanse na przebicie się i wskoczenie na najwyższy poziom. A przecież właśnie głównie na sile fizycznej bazował Jović w Bundeslidze – spójrzmy na jego sylwetkę: jest dość wysoki i krępy. Zmiana otoczenia i stylu gry w danym kraju to jeden z powodów, które prawdopodobnie wpłynęły na grę Serba.

Potworna presja
Stres od zawsze towarzyszył piłkarzom tak wielkich klubów jak Real Madryt, ale co ma na ten temat powiedzieć dwudziestoletni piłkarz przechodzący na Santiago Bernabeu za ponad 60 milionów euro, od którego – jako ex aquo trzeciego w klasyfikacji strzelców niemieckiej Bundesligi – wymaga się zaprezentowania tego samego w drużynie, o byciu w której jeszcze kilka lat temu pewnie nawet nie marzył na trzeźwo? Spójrzmy, co spowodowała presja u innego piłkarza Królewskich – Thibaut Courtois.

Dewastujące skutki wymagań kibiców
Belgijski bramkarz miał o wiele większe doświadczenie w dorosłym futbolu niż Jović – debiutował w La Liga w wieku zaledwie 19 lat, to bardzo mało szczególnie jak na bramkarza. Reprezentował wtedy barwy Atletico, jednak to z występów z Chelsea pamiętamy go najlepiej: tam przez cztery sezony prezentował niezwykle wysoki poziom, a przecież był wciąż młody wśród innych golkiperów na podobnym poziomie. Spisywał się na tyle dobrze, że zdecydował się na niego Real Madryt, aby zastąpić dosyć starego już Keylora Navasa. Jakie były tego wyniki? Na początku tragiczne – na nowym nabytku Florentino Pereza ciążyła ogromna presja, która go zjadała. Przez to popełniał błąd za błędem. Po kilku słabych spotkaniach, kibice zaczęli atakować: “Courtois to niewypał”, “Niech wraca do Genk” i inne tego typu komentarze. Nieco ponad sezon zajęło, aż nazwisko Belga zaczęto ponownie wymieniać w gronie najlepszych bramkarzy na świecie, obok takich osobistości jak Jan Oblak.
Podobnie sprawa miała się zresztą z jego kolegą z klubu i reprezentacji – Edenem Hazardem, który też chyba nie udźwignął tego wszystkiego psychicznie, przyjechał na okres przedsezonowy z nadwagą, to prowadziło do łapania kolejnych urazów, co wykluczyło go z gry na prawie cały sezon.
Ile zatem potrwa okres adaptacyjny Serba? Prawdopodobnie dłużej, niż w przypadku Courtois i nie tylko ze względu na doświadczenie obu panów, ale i na zbytnie “gwiazdorzenie” bohatera tego felietonu. Prawdopodobnie każdy słyszał już o złamaniu przez niego kwarantanny w Serbii w celu świętowania urodzin swojej partnerki, co również spotkało się z falą krytyki w jego kierunku. Owszem, nie jest jedynym piłkarzem, który dopuścił się czegoś podobnego – Jack Grealish, Kyle Walker i Aleksandar Prijović również zachowywali się bardzo nierozsądnie, jednak to chyba napastnikowi Realu powinno najbardziej z nich zależeć na trenowaniu i robieniu postępu, a nie imprezowaniu.

Mała liczba minut i niedopasowanie do taktyki
Napastnikowi ciężko grać dobrze, kiedy dostaje niecałe 400 minut w sezonie ligowym. Po prostu, piłkarz grający na tej pozycji musi mieć czas i zaufanie, to zupełnie normalne, że nie strzela dużo na samym początku, szczególnie przy takiej ilości rozegranych spotkań. Rozegrał dwa mecze pod rząd w Superpucharze Hiszpanii, na który nie pojechał Karim Benzema. Nie trafił do siatki ani razu. Czemu?
Jako winnego wskazałbym pana na zdjęciu wyżej. Jeśli w poprzednim sezonie nie oglądaliście regularnie Eintrachtu, włączcie sobie jakąkolwiek kompilację bramek Luki Jovicia z poprzedniego sezonu na YouTube’ie i zwróćcie uwagę na miejsca, z których najczęściej padają asysty przy jego golach. Wniosek jest jasny – ten facet żyje z podań z boków boiska, czego nie dostał w Superpucharze, ponieważ Zidane zdecydował się wystawić tam formację 4-3-2-1 z pięcioma środkowymi pomocnikami – Valverde, Casemiro, Kroosem, Modriciem i Isco. To niestety uwydatnia nieumiejętność dopasowania piłkarzy do stylu gry (lub na odwrót) trenera Realu Madryt. Jović potrzebuje skrzydłowych i myślę że nie pogardzi ani Hazardem, ani Bale’em, ani Viniciusem, ani Rodrygo, ani Brahimem. Co więcej – uważam, że jeśli zagra z dwójką z nich, zacznie strzelać jak na zawołanie.

Brak szczęścia
Spalone, słupki, poprzeczki – rzeczy nienawidzone przez napastników, a kochane przez obrońców i bramkarzy. Jest zawodnik, który ma do prętów wyjątkowego pecha – jest to właśnie Luka Jović.
Powyżej przedstawiam Wam sytuację, po której Serb trafił do siatki, a bramka nie została uznana. Spalony jeśli jest, to wręcz mikroskopijny. Takich przypadków jest więcej – sam z jednej trzyminutowej kompilacji zagrań napastnika Królewskich znalazłem dwa uderzenia w metalowe obramowanie bramki i tyle samo goli z pozycji ofsajdowej.
Podsumowanie
Jović to świetny piłkarz, który w barwach swojego obecnego klubu nie pokazał nawet połowy swojego potencjału. Ja – jak i pewnie każdy kibic Realu Madryt – liczę, że jeszcze odpali i pokaże wszystkim, że się mylili. Uważam też, że tak się stanie. Potrzebna jest jednak cierpliwość i czas.
Dodaj komentarz