Czy w Norwich grają w piłkę dla romantyków?

Położone około 30 kilometrów od wschodniego wybrzeża Wielkiej Brytanii Carrow Road jest wystarczająco blisko morza, żeby od czasu do czasu poczuć na stadionie lekki, wilgotny powiew. Właśnie w tym oddalonym o pół godziny jazdy punkcie co chwilę na powierzchnię plaży wpada fala i momentalnie znika, po niej następna i następna. Podobnie miejscowe Norwich wchodzi do Premier League, żeby zaraz odejść i jak metronom odbijać się między dywizjami. Na brzegu plaży gromadka dzieci wykopuje łopatkami dołek, który ma sprawić, że woda zostanie na jej terenie przez dłuższy czas. Dokładnie to samo zadanie ma każdy, kto pracuje w Norwich City.

Między ligami

W ciągu ostatnich 20 lat ekipa Kanarków zaliczała spadek lub awans dziewięciokrotnie. Nieraz bywali tytanem w Championship, a po sezonie chłopcem do bicia szczebel wyżej. Dziesięć lat temu drużyna odwiedziła nawet League One. W poprzednim sezonie zespół zmiótł drugi poziom rozgrywek i zdobył pierwsze od 15 lat mistrzostwo (nie licząc wygrania wspomnianej przed chwilą trzeciej ligi). Święte prawo tradycji pozostaje jednak nietknięte i tylko cud może uratować podopiecznych Daniela Farka od ponownego pomachania Premier League z wypisanym na czole “jeszcze tu wrócę”. Dobrym ukazaniem aury Norwich był sam początek historii tej młodej ligi, kiedy Kanarki zajęły 3 miejsce, a po upływie dwóch sezonów już spadały z ostatniego. Z klubem z Carrow Road od zawsze było coś nie tak, w końcu nawet trzecia lokata została okupiona ujemnym bilansem bramkowym, co do teraz jest jedyną taką sytuacją w historii ligi.

Angielska Magda Gessler

Premier League stała się ligą pieniędzy. Najdroższe transfery, kontrakty, prawa telewizyjne i właściciele. Lista tych ostatnich wypełniona jest różnorodnością i ciekawymi historiami. Na samym szczycie przebogaty szejk, po nim rosyjski oligarcha, w dalszych rejonach zestawienia jest biznesmen oskarżany o nieetyczny sposób zatrudniania pracowników, a niedługo do sympatycznego grona może dołączyć książę kraju, w którym notorycznie łamie się prawa człowieka. Uśmiech ciśnie się na usta, kiedy na ostatnim miejscu zamożności widnieje nazwisko Delii Smith oraz jej męża Michaela Wynna-Jonesa. Współwłaściciele Norwich są kolejno: znaną z telewizji szefową kuchni oraz pisarzem. Majątek małżeństwa jest wyceniany na £23m. Dla porównania Danny Drinkwater przenosił się do Chelsea za £38m. Żeby zobrazować skalę przepaści między czołówką dodajmy, że Sheikh Mansour posiada około £23.3mld, czyli 1000 razy więcej. Nie trudno się teraz dziwić, dlaczego Norwich nie wydała minionego lata praktycznie żadnych pieniędzy na transfery. Klub ze wschodniego wybrzeża jest wyjątkiem potwierdzającym regułę, że Premier League to rozgrywki dla tworów komercjalizacji. Żeby umożliwić Kanarkom stały byt na najwyższym poziomie, potrzeba ludzi, którzy, jak społeczeństwo w PRL-u, będą w stanie wykaraskać z zespołu 300% normy.

 

Delia Smith and husband Michael Wynn-Jones look on prior to the ...

Delia Smith i Michael Wynn-Jones

 

Daniel Farke i Stuart Webber

Kierownictwo ligowego biedaka musi być pasmem szukania nieszablonowych rozwiązań i dostawania się tam, gdzie więksi się nie mieszczą. Przed takim wyzwaniem dzień w dzień staje najmłodszy dyrektor sportowy w lidze – Stuart Webber. Anglik robi wszystko, żeby wzmacniać skład zawodnikami z promocji lub bezgotówkowo. W taki sposób udało mu się zatrudnić Tima Krula, Teemu Pukkiego, Emiliano Buendię lub Granta Hanley’a. Jednocześnie priorytetem dla płynności finansowej jest stałe pozbywanie się najlepszych piłkarzy za rozsądne kwoty, co potwierdzają transfery James Maddisona czy braci Murphy. Nawet po wpływie niebotycznych sum za prawa telewizyjne w najlepszej lidze świata, klub nie zaczął szalenie wydawać, mając z tyłu głowy jarzmo spadku. W tak ciężkim środowisku transferowym nie ma miejsca na nietrafioną transakcję. Dlatego Webber wybiera przyszłych zawodników na podstawie nowoczesnych analiz statystycznych oraz kwotą transferu jak najmocniej zmniejsza ryzyko. Działanie młodego, ale doświadczonego (wcześniej pracował w Huddersfield) dyrektora jest godne podziwu. Nie można powiedzieć, że Norwich dysponuje słabym składem albo nieudolnie porusza się po rynku transferowym. Wręcz przeciwnie, zważywszy na warunki w jakich pracuje, 36-latek znajduje się w czołówce ligowej na swoim stanowisku.

Równie trudne zadanie stoi przed Danielem Farke. Niemiec musi szyć z materiału, który dostarcza mu Webber, jak najlepsze płótno. Ograniczenia finansowe mogą często nie pozwalać na dostosowywanie zawodników do taktyki, a kompletnie odwrotnie. Aby zaradzić temu problemowi, klub czerpie pełnymi garściami graczy z rynku niemieckiego, ponieważ styl gry zespołu to czysta myśl szkoleniowa spomiędzy Odry i Renu. Nawet podczas kontaktu z najlepszymi zespołami świata Kanarki latają szybko, wysoko i bez zbędnych kalkulacji. Farke został zatrudniony jako trener bez doświadczenia w mocnej lidze. Nie można mu jednak odmówić pracy w jednym z topowych dla szkoleniowca środowisk, jakim jest Borussia Dortmund. Bowiem przed kontraktem w Championship przewodził rezerwom Borussen. Zespół prezentuje dobry dla oka futbol, którym w drugiej lidze szedł w parze z wynikami, ale na najwyższym poziomie zawodzi. Chociaż “zawodzi” niezbyt trafnie określa to, co dzieje się z grą Norwich. Według współczynnika xPTS (punkty przyznawane na podstawie wyniku, jaki “powinien” paść w meczu) drużyna nie gra tak źle, żeby znajdować się w strefie spadkowej (17. miejsce). Głównym powodem jest brak egzekutorów w zespole. Oprócz Teemu Pukkiego i Todda Cantwella żaden zawodnik nie strzelił więcej niż jedną bramkę w obecnym sezonie, a wykreowanych akcji nie brakuje. Farke zdyscyplinował zespół taktycznie i nie można powiedzieć, że czerwona latarnia ligi nie ma pomysłu na grę. W wyższych rejonach znalazłoby się nawet kilka zespołów, w których sposobie prowadzenia spotkań widać dużo więcej desperacji.

 

Pożyczka od Vialliego

Rozwój młodzieży to bezapelacyjnie jedna z najważniejszych funkcji klubu piłkarskiego. Wiele instytucji właśnie na tym buduje swoją markę i z akademii czerpie korzyści zapewniające przetrwanie. Słabsze kluby dzięki renomowanej siatce szkolenia mogą budować stałość i siłę na najwyższym poziomie. Miejscem wprost idealnym dla młodych adeptów jest zespół pokroju Norwich. O szansę nie jest ciężko, zważywszy na stały przemiał w składzie, a i poziom nie pozostawia zbyt wiele do życzenia. Dlatego, aby tworzyć więcej kąsków typu Aaronsa, Lewisa czy Cantwella, którzy lada moment wypłyną z Carrow Road na szersze wody, klubowe kierownictwo zdecydowało się przeznaczyć środki na rozbudowę akademii. Z racji, że Kanarków nie stać na długoterminowe inwestycje, z pomocą przyszedł pierwszy piłkarski fundusz inwestycyjny współtworzony przez byłą ikonę Juventusu i Chelsea, Gianlucę Vialliego.

Spółka o nazwie Tifosy zajmuje się udzielaniem małych pożyczek i organizowaniem fundowania klubowych projektów przez kibiców. W taki sposób to w głównej mierze miejscowi spłacili Norwich akademię. Początkowo dzięki inicjatywie 220 fanów wpłacających składkę wysokości co najmniej £500, udało się uzbierać £1mln. Inicjatywa rosła i społeczność wspierających, która zwykle sceptycznie podchodzi do dodatkowego płacenia za klub, zaskakująco pozytywnie odebrała projekt. Głównym narzędziem do zachęcenia inwestorów było obiecanie 5% rocznych odsetek, 3% ulgi na produkty klubu oraz 25% bonusu za awans do wyższej ligi. Po ostatniej korzyści można wywnioskować, że żaden z wpłacających fanów nie wychodził z funduszu niezadowolony. Właśnie taki sposób realizowania klubowych projektów może być znakiem przyszłości dla futbolu mniejszej skali. Pozwala słabszym finansowo na odrobinę więcej, a przy okazji nagradza kibiców za lojalność. Tifosy to prawdopodobnie jedyna organizacja zajmująca się tym typem przedsięwzięć, a jej ramiona sięgają obecnie jedynie w niższe ligi angielskie oraz włoskie, gdzie wspiera Pescarę i Frosinone.

Tifosy Capital & Advisory - Raising £270,000 for Portsmouth FC

fot.: Tifosy

 

Tylko dla romantyków

Przy spojrzeniu na każdy klub można znaleźć punkt zaczepienia, który sprawi, że zdecydujemy się go wspierać. Niejednokrotnie jest to piękna historia albo chwila wielkości, na którą akurat przypadkiem trafiliśmy. W społeczności kibiców egzystuje wciąż grupa ludzi, która całą współczesną otoczkę wykpiwa i model superklubu, nawet ze wspaniałą przeszłością, kompletnie do niej nie trafia. Zespołem idealnym dla futbolowych romantyków zawsze wydawało mi się Norwich. Jako wieczny tułacz, bez szejka, Chińczyka czy amerykańskiego kapitalisty, rozkoszujący się każdym momentem na najwyższym poziomie. To dzięki Kanarkom Premier League ujrzała genialnego Emiliano Buendię oraz przekonała się, co naprawdę potrafi Teemu Pukki. Kibicowanie Norwich musi być pasmem cieszenia się z małych rzeczy, jak pokonanie tysiąckrotnie bogatszego Manchesteru City i każdy uciułany punkcik w lidze. Aura wokół tego klubu jest na zupełnie innym biegunie niż atmosfera wokół ogromnych projektów brnących od zera po najwyższe cele, jak Wolves. Nawet jeśli spadną, zaraz wrócą, kto wie czy nie po to, żeby znowu spaść. Sam kanarek w herbie wygląda prozaicznie obok orłów, lwów i wilków wokół. Wydaje mi się, że w Norwich grają futbol dla romantyków.

 

 

Nie mam pojęcia, co mógłby wnieść ten opis. Pij 2,5 litra wody dziennie, segreguj śmieci, zażywaj świeżego powietrza i śpij więcej niż 6 godzin. Miłego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *