Generacja Mistrzów Świata – reprezentacja Włoch Enzo Bearzota 1975 – 86

Włoska reprezentacja rozpoczęła historię swoich występów na mistrzostwach Świata dosyć przyzwoicie, wygrywając dwa z trzech pierwszych czempionatów w dwudziestoleciu międzywojennym, w tym jedno na swojej ziemi przed oczami swojego Duce, Benito Mussoliniego. Po drugiej wojnie światowej Włochy nie do końca się odbudowały, szczególnie po stracie wielu reprezentantów kraju podczas tragedii na wzgórzu Superga, czy po upokarzającej przegranej z Koreą Północną w ramach MŚ w 1966 roku. Po kolejnej tragedii podczas mundialu w Republice Federalnej Niemiec w 1974 roku (na której swoje 3 grosze do porażki Squadry dołożyła brązowa reprezentacja Polski), nastąpiła zmiana warty. W kadrze nie zagrało już wielu zasłużonych dla calcio zawodników, takich jak Sandro Mazzola, Gianni Rivera, Gigi Riva czy Giorgio “Long John” Chinaglia. Z funkcji selekcjonera został także wycofany Ferruccio Valcareggi, za którego przecież Włosi zdobyli Mistrzostwo Europy w 1968 (po rzucie monetą) oraz wicemistrzostwo świata z 1970 roku, ale jak wiemy, Włosi nie są cierpliwi. Wszystko, co było, w większości zniknęło. Zostali tylko mniej skłóceni oraz ważne filary reprezentacji jak np. wieloletni bramkarz Dino Zoff. Reszta całkowicie się zmieniła. Przybyły nowe twarze, o których będzie się mówić jako “generacji mistrzów świata”. 
 
Na nowego selekcjonera wybrano Enzo Bearzota, wieloletniego reprezentanta Italii oraz Torino, czy także miłośnika catenaccio, na ten czas przestarzałego systemu obronnego polegającego na faulach taktycznych, niskich wynikach oraz kładącego nacisk na takie walory jak siła czy gra obronna. W kilku aktualnych włoskich klubach dalej jest praktykowana, jak na przykład w Benevento. Pierwsze próby odbudowy nie wyszły najlepiej, gdyż reprezentacja Włoch nie zakwalifikowała się na ME w Jugosławii.  W sumie to dobrze, gdyż Enzo mógł się mocniej skupić na bardziej ważnym turnieju dla włoskich kibiców, czyli na mundialu w Argentynie, na który włoska karda prawie nie pojechała. Powód? Panujący wtedy w Argentynie wojskowy reżim, represje na włoskiej ludności mieszkającej w Argentynie, czy złe spojrzenie na ordiundich, czyli włoskich piłkarzy o korzeniach z Ameryki Południowej. Pomimo tych wszystkich czynników, Włosi polecieli na mundial i zdobyli zadowalające 4. miejsce. Chociaż większą wygraną dla nich było zwycięstwo nad gospodarzami oraz triumfatorami całego turnieju, Argentyną 1:0 po bramce jednego z zawodników “nowej miotły” Roberto Bettegi. Ogólnie ten “sukces” w Argentynie można przypisać nowym zawodnikom, szczególnie wielkiej grupie Juventusu, ówczesnego hegemona włoskiej ligi. Ponad 9 zawodników “Starej Damy” znalazło się w kadrze Azzurich, a byli to: Bettega, ScireaCuccuredduTardelli, Gentile, CabriniZoffCausio i Benetti. Warto dodać, iż tylko Zoff i Benetti grali na poprzednim mundialu (Benetti z czasów mundialu w Meksyku i RFN grał w Milanie, a Zoff w Meksyku reprezentował Napoli) czy też fakt, że aż ośmiu z wymienionych zawodników grało w podstawowym składzie (jedynym wyjątkiem był Cuccureddu).

Tak rozpędzona reprezentacja zdobyła kolejne 4. miejsce na ME w swoim własnym kraju, dobitnie także pokazując cud techniki trenerskiej, jakim było catenaccio. Z czterech meczów nie przegrali ANI jednego spotkania, wygrywając jedno (1:0 z Anglią) oraz remisując trzy. Dwa z nich po 0:0. Niebywałe. Na dodatek, pod koniec turnieju, zostały rozdane ostateczne kary w sprawie pierwszej większej akcji bukmacherskiej we Włoszech, czyli Totonero 80, przez którą na dwuletnią banicję został zesłany napastnik Azzurich, Paolo Rossi, co skomplikowało sprawę dla Bearzota. A to nie był koniec. Dosłownie przed mundialem kontuzji nabawił się podstawowy napastnik i “core” całej reprezentacji, Roberto Bettega. W jego miejsce (i nie tylko) wprowadzono wiele nowych nazwisk znanych głównie tylko we Włoszech jak Conti, OrialiBergomi czy wracający z zawieszenia Rossi, już jako zawodnik Juve (na Mundialu ‘78 grał w barwach Perugii).

Włosi przeszli fazę grupową, ale bardziej odpowiednim słowem byłoby “przeczołgali się”, ponieważ iście we włoskim stylu, zremisowali wszystkie 3 spotkania (z Polską 0:0, z Kamerunem 1:1 i z Peru 1:1). Przeszli z drugiego miejsca tylko dzięki temu, że zdobyli więcej bramek od Kamerunu (2 vs 1), które to grało tak samo irytująco jak Italia. Nastroje w kadrze były okropne, tak samo jak nagonka mediów. Było tak źle, że piłkarze ogłosili ciszę reporterską, a do wywiadów z włoskimi dziennikarzami był wydzielany… kapitan Dino
Zoff, najmniej rozmowny oraz najstarszy zawodnik Azzurich na mundialu. Nie dawano Włochom żadnej nadziei w pierwszym meczu rundy finałowej przeciwko Argentynie z młodym Maradoną na czele. Jednak duch zwycięstwa odżył w piłkarzach. Obrońca Juventusu Claudio Gentile, znany ze swojej boiskowej brutalności, idealnie odłączył młodego Diego z gry, dzięki czemu po bramkach innych zawodników “Bianconerich”, Tardelliego i Cabriniego, Włosi przeszli do “ćwierćfinału”, gdzie mieli się zmierzyć, jak wielu ekspertów i dziennikarzy mówi, z najlepszą Brazylią w historii. ZicoSocratesLuizinho, Paulo Falcao (legenda Romy i Interu), Junior oraz wielu, wielu innych. Jak przy Argentynie można byłoby się zastanowić, czy są sposoby na przejście obrońców byłych mistrzów świata, tutaj takich dywagacji nie było. Spisywano kadrę Azzurich na pożarcie, lecz jak pokazał czas, to spotkanie zostanie zapamiętane jako drugie największe zwycięstwo Włoch (pierwsze to 4;3 z RFN w półfinale mundialu ‘70), a pierwsze skrzypce grał wtedy Paolo Rossi, który to wykorzystał luki w obronie Canarinhos i już w 5. minucie wykorzystał dośrodkowanie Cabriniego, strzelając bramkę na 1:0. Lecz Brazylijczykom to nie przeszkadzało. Grali ofensywnie, arogancko, jakby przypisali sobie zwycięstwo od razu. A na dodatek w tragicznej formie był bramkarz Brazylii, Waldir Perez. W pierwszej połowie padły jeszcze dwa trafienia, Socratesa w 12 minucie strzałem w krótki róg oraz Rossiego, który to mocnym, siłowym strzałem w 25 minucie pokonał bramkarza rywali. Do przerwy Włosi schodzili jako lepsi od swoich rywali. Druga połowa zapowiadała się na bardzo emocjonującą. I taka właśnie była, chociaż dopiero w 68 minucie Falcao, lubiany we Włoszech ofensywny pomocnik Romy, pokonał Dino Zoffa po pięknym pokazie technicznym w polu karnym. Nie podłamało to jednak Włochów, którzy ruszyli do kontrataku i już sześć minut później Paolo Rossi – wygnaniec oraz uznawany za najgorszego piłkarza reprezentacji Włoch po fazie grupowej, strzela hat-trika przeciwko Brazylii. Mimo to, Canarinhos się nie poddali i walczyli dalej po zwycięstwo. I można powiedzieć, że zostali okradzeni, gdy w 89 minucie po jednym z wielu strzałów na bramkę Italii, Zoff wspaniałą paradą uratował wynik spotkania. Lecz także jeszcze jeden czynnik uratował Włochom ten awans. A była to chmura wapna, która uniosła się po owej interwencji, przez co izraelski arbiter nie mógł idealnie określić, czy była bramka czy nie. Ostatecznie uznał, że piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Od razu po tej decyzji, brazylijscy piłkarze pobiegli do sędziego w ramach protestu, ale bezskutecznie. Wynik już się nie zmienił. Włochy – Brazylia 3:2. Nikt się tego nie spodziewał. Nikt się nie spodziewał tego, że bardzo średnio grająca reprezentacja Włoch, pokona naszpikowaną gwiazdami światowej piłki reprezentację Brazylii. Ale stało się, a w półfinale czekała na nich reprezentacja Polski. Ta sama, która ich wyrzuciła z fazy grupowej w 1974 roku. To był czas na zemstę, w której główną rolę znowu odegrał Paolo Rossi, strzelając dwie bramki biało-czerwonym, Podopieczni Antoniego Piechniczka osłabieni brakiem Zbigniewa Bońka nie odpowiedzieli ani jedną bramką i przeszli do meczu o 3. miejsce. A Włosi? Znowu zaskoczyli i znaleźli się w finale mistrzostw świata, pierwszy raz od 1970 roku. W finale rozgrywanym na Santiago Bernabeu zmierzyli się z RFN, która awansowała po karnych przeciwko Francji Platiniego. Samo spotkanie, pomimo obaw gry Włochów, było bardzo dobre. Pierwszą poważną okazją na zmianę wyniku był kontrowersyjnie podyktowany rzut karny dany Włochom w 25. minucie, który jednak nie został wykorzystany przez obrońcę Cabriniego i pierwszą połowę zakończyliśmy bezbramkowym remisem. Lecz nie na długo. Dwanaście minut po rozpoczęciu drugiej polowy spotkania wynik otworzył Paolo Rossi. To była jego szósta bramka na tych mistrzostwach. Dzięki niej został późniejszym królem strzelców całych mistrzostw. Ale bardziej ikoniczna i bardziej zapamiętana bramka padła w 69. minucie spotkania. Piłkę z własnej połowy odebrał Rossi, który posłał podanie do przodu do wybiegającego do przodu Gaetano Scirei. Kilka sekund później znalazł się w polu karnym z kolejnym obrońcą Italii, Bergomim, z którym wymienił kilka podań, żeby później posłać piłkę do Marco Tardelliego, który wślizgiem strzelił bramkę z linii pola karnego. Był tym faktem tak ucieszony, że pobiegł wprost na swoją ławkę rezerwowych, żeby cieszyć się z siedzącymi tam kolegami oraz Bearzotem. Ten obrazek został zachowany oraz nazwany jako “l’urlo di Tardelli”. Krzyk Tardelliego.

Było to wydarzenie podobne do cieszącego się Aguero po bramce przeciwko QPR. Eksplozja emocji i niesamowitej radości. Późniejsza bramka Artobelliego stała się tylko formalnością, a Niemcy mogli się pocieszyć tylko jedną bramką, ale strzeloną po wspomnianych trzech. I w ten oto sposób reprezentacja, która ledwo przeszła fazę grupową i prawie odpadła z Kamerunem, została najlepszą drużyną globu. Historia jakby wyciągnięta z kina akcji, ale stała się naprawdę.

W drodze powrotnej powstało legendarne zdjęcie, gdzie czwórka mężczyzn gra w karty na jednym ze stołów samolotowych. Tymi panami byli Bearzot, kapitan Dino Zoff, skrzydłowy Franco Causio oraz… prezydent Włoch Sandro Pertini. Na wcześniej wspomnianym stole, stało trofeum Mistrzostw Świata.

W 1986 roku ekipie Bearzota nie udało się obronić tytułu mistrzów globu, odpadając po 1/8 finału z Francją. Era “mistrzów świata” dobiegała końca. Większość piłkarzy, którzy stanowili rdzeń zespołu, zakończyła kariery, albo nie prezentowała już poziomu reprezentacyjnego. Także Enzo Bearzot podał się do dymisji, ale przynajmniej z lepszą renomą niż jego poprzednik. Italia musiała odrodzić się na nowo, żeby pokazać się z dobrej strony na przyszłym mundialu, który ma się odbyć właśnie we Włoszech. Ale wielu włoskich kibiców to nie obchodziło. Oni dalej się cieszyli z Mistrzostwa Świata tak, jakby to się stało wczoraj.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *